poniedziałek, 12 listopada 2018

Erwin Kruk - Mazury





Wiersz dla Elizy
( napisany po mazursku,





ale potem przełożony )





Aby nie rozpowiadali,
żem ja już zapomniał



Jak się u nas mówiło-
Uniosę się moja córko
Ponad bredy i łgi.




Za drzwiami zamkniętymi,



W jakiejś ciemnej sieni,



Kędy mało kto chodzi



i nic nikogo nie złości,
Dyszy jeszcze to, co dawniej bywało,



Kiedym ja, nie wiedząc
co się z domem porobiło,
Latał jako chłopiec,
A psocił niczym dyląg,



Co ze strasznej bredni wychynął.





I chowa się za piecem,
I tam już tylko śpi



.
Spójrz, jeszcze są
Piękne piaski i laski



Za wodami i ogrodami,



A świat pod słonkiem




Tak samo jak ja - poniszczony.



Wiele widziałem, niewiele wiedziałem,
Skąd on taki markotny i mrukliwy
I co mi chce powiedzieć



Tu, koło Łęcina i Tolejnów,
I tam, gdzie Olsztynek
Z gromadą ludzi, i dalej,



Kędy śród rozmaitej mowy
Dochodził niekiedy i głos znajomy.




To tam, w tamtym świecie,
Była ta mowa biedna i prawdziwa nasza.




Bydlątko ją pojmowało
(A i tak z obory je wzięli)




I ugory, i ptaki. I niejeden człowiek,
Co skąpo mówił ,,tak'' albo ,, nie",



A jak się rozzłościł,
To było słychać jak gadał
O siarczystych piorunach i mrozach,



O śmierci, o życiowej mordędze,
Albo o tym , że nigdy nie wiadomo
Co się z tej biedy wylęgnie.




Nad schodami, pod dachem
Jaskółki lepiły gniazda,
W pustych oborach wróble ćwierkały,
Gwizdały wiatry. I to było wszystko,



Cośmy mieli. To był nasz śpiew.
Chyba  że szła niedziela



Albo moje godziny w szkole.
Wtedy, by palcem nie wytykali,



Musiałem mieć baczenie,
By  zmieniać mowę jak ubranie.



Boć obcy ludzie okolice obsiedli



I  wnet pozbadli, że nas
Jak miotłą to popycha się, to wymiata.




I tak żyliśmy jak obcy,
Których dolą - cicho siedzieć
W wioskach za lasami
I wzdychać,





Że tak piękna jest nasza kraina
I że tak smętnie nam na niej
Jak w pojmaniu.



O , jak się namęczyłem,
Ile psalmów wymodliłem,



Aby w życiu obstać
I zostawić po drodze
Moją lichą mowę !



Niech nie biegnie za mną,
Niech wypoczywa w piaskach i laskach,



Kiedym już przyszykował czapkę
Na naukę do miasta.




Stamtąd - bywało- czasem wołali mnie na chwilę.



Nie żeby gadać,
Tylko by patrzeć raz ostatni



I milczkiem,
Jakbyśmy języka w gębie zapomnieli,



Jechać na stację i tam się pożegnać,




Czyli odwitywać.

                                                     



Tak jedni wyjechali, a inni pomarli.




I pusto jest teraz w okolicy.
Czy jest tam kto, co się troska o mowę?





Mowa , którą zostawiłem,
Schowała się i śpi.




Sen wziął ją wielki.



Dla kogo ją budzić,




Komu jest potrzebna?



I gdzie będzie jej lepiej?




A ty moja córko pytasz,
Czy są u nas takie miejsca,



Gdzie choć trochę
Mogłabyś się tej mowy nasłuchać?



Rozejrzyj się. Śpiewaj nad wodami,




Śpiewaj lasom i polom,



A ona ze snu pięknie zbudzona



Odsłoni swe serce
I  przystanie przed tobą.


                                                                                                                            Erwin  Kruk

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz