Wśród zachodu różowych promieni
Szła przez łąkę, śpiewając wesoło;
Zapach zboża. kwiatów i zieleni
Wonną falą opływał ją wkoło.
Miała w ręku koszyk łozinowy,
Parasolkę i świeży bławatek;
Jako ptaszę była do połowy,
Do połowy była jako kwiatek.
Biały muślin osłaniał jej ręce
Z różowego toczone marmuru;
Zakochany w dziewiczej piosence
Słowik piersi nastrajał do wtóru.
Kapelusik ze złocistej słomy
Maską cieniu krył jej oczy duże
Coś z nią szeptał bożek niewidomy
Bo na licach miała ciągle róże.
Pierś, widoczną przez tkanki przezroczyste
Podnosiła miłości tęsknota;
Na ramionach leżały warkocze,
Ze szczerego upleciona złota.
Jak królowej kłaniało się kwiecie:
Jaskier żółty i modra ostróżka -
Złą władczynią była ona przecie,
Gdyż podwładnych kładła do fartuszka.
Szła przez łąkę z podniesionym czołem,
Które blasków opasywał wianek -
Patrząc na nią, z cicha wykrzyknąłem:
,, Czyż powrócił złoty wiek sielanek? ... "
W.G.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz