Przyszła nocą, owocami pachnąca i wrzosem
i darami wypełnionymi koszem,
złota, polska jesień...
Pozamieniała wszystkim szaty, zgodnie z jesienną modą
obsypała rubinami kalinę stojącą nad wodą.
I wszystkie krzaki obsypała złotem,
gdzie nie gdzie tylko tylko choineczka zielona
i jak usta niewinnej dziewczyny
jarzębina czerwona.
Tylko świerk od wieków wierny swej zieleni
wdzięczy się do klonu, aż się klon czerwieni.
Dalej dąb rozłożysty trój kolorem mieni,
nie wie w czym mu lepiej.
Brązie? Zieleni? Czerwieni?
A wsadzie już jabłuszka rumiane jak liczko dziewuszki.
A w górze pożegnalne krzyki
żurawi, bocianów, gęsi,
to krzyk jesieni, już coraz częstszy...
Umilkły ptasie koncerty, zaloty, swary
i żabie chóry, które wiosna niesie,
już ptasia dziatwa wydoroślała,
to jesień... to jesień...
A polną drogą jesienny starzec drepce,
jego jesień jest inna, nie złota i nie kolorowa...
jego jesień jest szara, smutna i już bezcelowa,
i tej jesieni żadna wiosna nie odmieni...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz