Jest druh, jak białe serce na żołnierskiej duszy,
wszystko możesz w gniewie obrócić w przekleństwo,
jej to nie tyczy.
Pamiętam na zawsze, do ataku ruszył
na białą broń nasz pluton... Zryw przy zrywie,
obok wykrzywione parły naprzód twarze,
broń drżała, niosło nas porywem
w świst, który wybuchem ogłusza i parzył...
Potem,potem, gdy któryś ocalał,
za rozbicie czołgu benzyną, zza rogu chałupy
poważnie i uroczyście krzyżyki dawali...
A ona tuż za atakiem, z rozwianą czupryną,
taka mała, przy rannych chłopcach co zalegli pole
kładła się na ziemi i szmatę z jodyną
wciskała pod mundur, gdzie raptem rozbolał
czerwoną plamą spazm fioletu, szumu i niemocy...
Po rozbiciu tankietek również tam zostałem
w bróżdzie za rzeczką, czekałem do nocy,
aż wreszcie przypełznie - jak ją zwać - ta Mała
co to na biwaku torbę od lekarstw czyściła jak inni karabin
i co się naprawdę, na chwilę potrafiła gniewać,
gdyś jej przypominał: bo...
bo chociaż wciąż ćwiczyła, gwizdać nie umiała...
Z walki, gdy cię ktoś zabierze, wyjść można,
- wyżyć trudniej - więcej od szczęścia zależy
i od takiej malutkiej czasami dziewczyny.
Czy pamiętasz tę chatę nad rzeką
i gorączkę i duszność, w koncie snopek słomy
i myśl, i milczenie, które żalem pieką
i raptem trzask drzwi i wzrok przestraszony
gospodarza. - Niemcy... tutaj idą!
Milczenie...
- Mała. podaj nagan i prędzej uciekaj!...
już nic nie bolało, ... skończone...
Chłop szukał czapki, co za głupia chwila.
Odpięła kaburę:- Masz, ale daj słowo, że
tylko w ostateczności...Uśmiech się przymilił...
- Bierzmy!!! Kto po krwi upływie
jest bardzo przytomny, chłop za koc tarmosił,
głowa o próg wysoki ciężko uderzyła,
oto łódka i rzeka leniwie między szuwarami
płynąca i prąd który już unosił,
zdziwienie niepomierne...
Strzały gdzieś w pobliżu targnęły powietrzem
za chłopem, pewne zmykał chyżo...
Widziałem niebo, łódka między tataraki
wpłynęła i powoli mijała ich szpady.
Mała raz mi przywarła do dna, oczy zakryła kułakiem
i na skos piersi leżąc łkała gradem łez.
- Pewnie zobaczyli !
- Cicho... Mała... daj odetchnąć.
Po długiej, jakże długiej chwili, wyczekiwania
wciąż ta sama cisza, głosy niemieckie dalej,
już pożar chaty w dymie się rozpalał...
tylko Mała jeszcze pełna szlochu
przytulona do piersi zielonym mundurem,
jak ktoś, kto ponad życie wyrósł i pokochał
jakimś kołyszącym i jak obłok cudem...
- Cicho Mała, daj odetchnąć...Prąd niósł przy trzcinie
jakże długo nasze przytulone, zasłuchane głowy...
Potem , kiedyś na melinie
patrzysz przez okno: wózek, para koni,
chłopcy idą drogą rozciągniętym sznurem
i Mała, serce ci dzwoni, hej radością,
jak rzeka. Mała, witaj!
Od komina blask złoty rzuci się po izbie,
chłopcy coś zaśpiewają, usiądziesz na przyźbie,
Mała spojrzy w oczy swoim jasnym świtem,
jodły zaszumią, pies się przyplącze i smutek.
- Wiesz, Romek zabity...!
Szkoda jej, tak jak nigdy, jak nigdy nikogo,
jodły szumią o jej chłopcu, serce o nim kołacze
mrok coraz większy, słowa nic nie mogą...
oczy jej smutne patrzą i nie płaczą
w złoty blask od komina;
a cisza w krąg płynąc
w każdej myśli odmienia;
czemu on właśnie, czemu musiał zginąć?
Taki żal Małej...
Dziękuję Ci ,, Lalu". W Twojej osobie
składam hołd wszystkim polskim kobietom ponad
miarę ofiarnym, dzięki którym przetrwaliśmy
czas wojny.
,, Gryf "
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz