Kiedy rankiem wychodzisz z domu,
Uśmiecham się do ciebie.
Niewiele jest radości wokół, a piękno i dobro
Nie przychodzą na zawołanie. Ale radość duszy
Jest święta
I święta obecność, i pociecha, że tyle się nam zdarzyło,
A my patrzymy wciąż razem na wstający dzień
I jego dzieła podziwiamy.
O jakże cię nie wielbić za to, co nam się wyśniło,
Co szukało nadziei w czasie marnym,
Gdy miasto zapadło i odwróciło do nas plecami.
Jedynie tkliwość domu,choć dzieci poszły w świat,
Wciąż łączy przestrzenie i stanowi obronę.
Czułość nigdy nie jest stratą ani ochota,
By wznieść się ponad powszedniość
Przynoszącą zmęczenie i trudy.
Twoje włosy, jak w dziewczęcych latach,
Znowu są rude i choć nie płoną tak jasno,
Jak tamtej wiosny, bo inna już pora roku,
Są jak dojrzały ogień w spokojnym ogrodzie,
Gy patrzysz na siebie przed lustrem
I gdy poprawiasz zastygły płomień,
A potem wychodzisz do pracy -
Jak z bukowych lasów
W szarości jesiennego dnia.
Tej jesieni tak wiele wiosny i pamięci
Dawne olśnienia i lęki
Niosą słoneczne krajobrazy i snują marzenia
Wśród ogołoconych drzew,
Bo gdzieniegdzie i one jeszcze w bladej zieleni się złocą.
Jak dobrze, że jesteś, mówię patrząc przez okno,
Gdy przechodzisz obok wznoszonego klasztoru,
Gdzie sroki rozpoczynają swoje loty.
A dalej, już niewidoczna, idziesz obok stawu w parku,
Gzie stado dzikich kaczek wydeptuje trawę,
A w innej gromadzie, z gołej ziemi, gołębie
Zbierają o kruszyny.
Uśmiecham się do ciebie. To nic, że mnie nie widzisz
Ja zawsze, chciałbym dodać ci sił.
Erwin Kruk
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz